czwartek, 5 stycznia 2017

Cargolade, czyli kto we Francji je najwięcej ślimaków?


    O tym, że Francuzi jadają żabie udka i ślimaki wie chyba każdy. Przynajmniej takie jest stereotypowe myślenie cudzoziemców o mieszkańcach Francji.

   O ile żabie udka są rzadkością i tak naprawdę to mało który Francuz je w ogóle próbował, o tyle już ślimaki po burgundzku można dostać w wielu restauracjach, a szczególnie w tych gdzie pełno jest turystów (o ślimakach we Francji pisałam już kiedyś TUTAJ)


   "Po burgundzku" oznacza zapieczone z masłem czosnkowo-pietruszkowym. Chociaż np. w Alzacji takie właśnie ślimaki w restauracjach określa się ślimakami po alzacku, lecz niczym się one nie różnią od tych po burgundzku jedzonych w Paryżu. Chyba kiedyś pojadę specjalnie sprawdzić jak te same ślimaki nazywa się w Burgundii. Po parysku?

   Jest jednak we Francji region gdzie jada się ślimaki dużo częściej niż gdziekolwiek indziej. Za to przygotowane są zupełnie inaczej. Nawet gatunek ślimaków jest inny, bo nie chodzi o winniczki tylko o tzw. petit gris czyli "małego szarego". 

   Tym regionem jest Roussillon, departament o katalońskich korzeniach. To właśnie tam, w  Pirenejach Wschodnich (66) jada się cargols, czyli "małe szare" z grilla i jest to typowe danie regionalnej kuchni katalońskiej.

   Trzeba dodać, że tuż tuż za granicą hiszpańską, w samej Katalonii też jada się "małe szare" po katalońsku, ale jest to zupelnie inne danie i nie z grilla.

   Wróćmy jednak do katalońskiej cargolade w Roussillon. 



   Nazwa cargolade pochodzi oczywiscie od zjadanych na przystawkę grillowanych ślimaków, ale określa się tak również cały posiłek. 

    Tak jak my zapraszamy znajomych na grilla, a np. paryżanie na barbeque, tak w Roussillon znajomi czy rodzina jedzą na wiosnę i latem cargolade, czyli posiłek rozpoczynający się ślimakami, ale który zawiera również mięsa i kiełbaski z grilla. Te mięsa to kotlety schabowe, saucisse catalane (dość ostro przyprawiona surowa kiełbasa katalońska), rust (plasterki surowego boczku) i boudin catalan (wyrœb podobny do kaszanki tyle, że bez kaszy).

    Same ślimaki na początku posiłku zjada się na stojąco prosto z okrągłego na ogół grilla wyjmując ślimaka wykałaczką lub specjalną szpilą. Ślimaki przed grillowaniem są oczywiście przegłodzone, "drzwiczki do ich domków" wyjęte, a sam ślimak w skorupce obtoczony w soli pomieszanej z pieprzem.

   Ślimaki są dobre gdy się "ślinią" na żółto, a dokładniej w momencie gdy właśnie przestana się już ślinić w ogóle.. Zjada się je gorące, zagryzając świeżym chlebem z aïoli (aïoli robi siê podobnie do majonezu z oliwy i czosnku).

Najlepsze jest własnoręcznie ukręcone aïoli, ale trzeba mieć wprawę, bo nie każdemu siê udaje.

    Poniżej znajdziecie filmik, w którym pan w tradycyjnym stroju katalońskim opowiada i pokazuje cóż to takiego cargolade

Myślę, że nawet osoby nie znające francuskiego spokojnie zrozumieją istotę cargolade po mych wyjaśnieniach.





    A poniżej pokażę wam kilka zdjęć zrobionych podczas pewnej niedzielnej cargolade urządzonej u nas na wsi w Roussillon przez naszych sąsiadów. Owego dnia było nas kilkanascie osób, więc i ilości ślimaków musiały być odpowiednie. Zakupiono więc tysiąc ślimaków. Tak. Tak. Tysiąc.


Tradycyjnie cargolade robi się na żarze ze starych krzewów winorośli. Przy większych imprezach zwykły grill by nie wystarczył więc wytacza się ciężką artylerię, czyli metalowy krąg na kółkach.


Zrobić żar o odpowiedniej temperaturze nie jest prosto.

Oto specjalne okrągłe grille z uchwytem.
Gdy ich braknie to bierzemy nawet takie zwykłe prostokątne do mięsa.




Ślimaki są gotowe gdy zaczynają się "ślinić"





Podano do stołu!
Gazety pod grillami to obowiązkowy element dekoracji. No i  pojemnik na puste skorupki.
Jemy obowiązkowo na stojąco! (no chyba, ze degustujecie cargolade w restauracji)

Ślimaki są gorące, więc lepiej je łapać przez papier.
Następnie przy pomocy szpikulca wyciągamy obślinionego ślimaka i hop!
A potem zagryzamy chlebem z aïoli.




Gotowe aïoli dla wszystkich. Kto nie je ten i tak będzie wąchał oddechy współbiesiadników, a przypominam, że głównym składnikiem aïoli jest czosnek.

Oczywiście popijamy czerwonym winem.



Pierwsza partia zjedzona.

Pora na kiełbasę katalońską, czyli saucisse catalane.

I na boczek, czyli rust.
Były jeszcze i kotlety i baudin, ale nie zrobiłam zdjęć.



Mielibyście ochotę spróbować ślimaków w wersji z Roussillon?



A na koniec mała mapka, która pozwoli wam umiejscowić Roussillon na mapie Francji.
Stolicą jest oczywiście Perpignan.




*****


Wpis ten powstał w ramach projektu zimowego Klubu Polki na Obczyźnie, do ktorego należę.
W ramach tego projektu opowiadamy o dziwnych i ciekawych zwyczajach kulinarnych z całego świata. Jeśli zainteresował Cię ten temat, to linki do wszystkich wpisów znajdziesz na naszym klubowym blogu 
(kliknij tutaj). 
Miłej lektury!

niedziela, 1 stycznia 2017

Kąpiele noworoczne

   Nie, nie mam na myśli kąpieli w zwykłej wannie, aby dojść do siebie po sylwestrowych szaleństwach.  Chodzi mi o tradycję pierwszych morskich kąpieli noworocznych, która istnieje również i we Francji.

   Oczywiście przy dzisiejszej temperaturze powietrza +12°, podejrzewam że i temperatura wody nie jest jakoś powalająco niska. 
Pamiętam, że w Rosji, w Polsce i chyba w wielu krajach na północy Europy odbywają się podobne kąpiele "morsów". Zawsze mnie dziwiło, jak to jest, że nie zamarzają w tej wodzie i nawet im to sprawia przyjemność. 

   We Francji też każdego roku 1 stycznia organizowane są takie "pierwsze morskie kąpiele z okazji Nowego Roku", a potem wszyscy oglądają reportaże w telewizji i od samego widoku robi im się zimno.

   Morze Śródziemne do jakoś specjalnie zimnych nie należy (w porównaniu choćby do Bałtyku), ale i tak fascynujące jest, że ludzie wskakują do wody w samych kostiumach, a często także w czapkach na głowie.

   Dziś o 11-ej w Roussillon zapowiedziano takie kąpiele w czterech miejscach : w Cerbère, Argelès-sur-Mer, Canet-en-Roussillon i w Barcarès. Ponieważ była (i nadal jest w momencie gdy piszę te słowa) piękna słoneczna pogoda, pojechaliśmy nad morze zobaczyć jak taka morska kąpiel w zimie wygląda w rzeczywistości. 

   Nasz wybór padł na Canet-en-Roussillon, gdzie w samym centrum na plaży od razu zauważyliśmy tłum ludzi. Tych ubranych było nieco więcej niż tych w kostiumach, bo każdy taki odważny miał paru własnych kibiców spośród rodziny czy przyjaciół, którzy oczywiście uwieczniali ten niesamowity moment kąpieli noworocznej.

   Nagle ktoś z organizatorów dał znak i tłum golasów, niektórzy w czapeczkach Mikołaja zaczął biec z piskami do wody. 
   Było ich całkiem sporo, nie spodziewałam się, że aż tyle ich będzie.

   Pstryknęłam parę zdjęć, żeby wam pokazać, bo widok niesamowity. Niektórzy weszli do wody, zmoczyli się i pół minuty później już wychodzili czym prędzej. Inni podskakiwali zanurzeni po pas i chlapali na sąsiadów piszcząc jak dzieciaki. Zresztą dzieciaki też tam były. Nie takie zupełnie malutkie, ale po 10-12 lat.
   Najodważniejsi zostali w wodzie nieco dłużej, a nawet pływali zanurzeni po szyję. 

   Gdy już zaczęli mokrzy wychodzić, to szybko biegli po ręcznik, wycierali się, okrywali czymś i szli po gorący napój do specjalnie przygotowanego przez organizatorów stoiska. 

   Cała impreza nie trwała długo, ale śmiechów i radości było przy tym co niemiara. I gdy tak sobie patrzyłam na nich, to przyszło mi do głowy, że może kiedys i ja bym spróbowała jak to jest kąpać się 1-go stycznia. 

   - Słuchaj - zwróciłam się do małżonka - jeśli w przyszłym roku nie będziemy na Sylwestra w Paryżu, to może weźmiemy tu na wybrzeżu udział w takiej kąpieli? 

   - Co? - zwrócił się w moją stronę rozbawiony - Za rok NA PEWNO będziemy na Sylwestra w Paryżu.

   I tu domyśliłam się, że w myślach dopowiedział sobie - Jeszcze nie upadłem na głowę!
   A ja mu również w myślach odpowiedziałam - Pożyjemy, zobaczymy!

  Po czym poszliśmy napić się gorącej herbaty na tarasie pobliskiej kawiarni.


Do Siego Roku kochani

A wy kąpaliście się kiedyś zimą w morzu? 
Nie mam tu oczywiście na myśli Morza Karaibskiego:)

Tuż przed...

Go, go, go...















Ciekawe, czy tej pani w czepeczku było cieplej w takiej koszuli nocnej?



Najbardziej wytrwali zanurzają się po szyję...

I po wszystkim...


A my kończymy herbatą na tarasie kawiarni